Przejdź do treści

Analiza wiersza „Llama in my livingroom”

  • przez

Omawiany utwór jest świetnym przykładem absurdu. Pozornie bez sensu, ma być tylko dowcipnym uatrakcyjnieniem muzyki, z którą stanowi nierozerwalną całość. Skoro jednak, jak zwykle, wyrzekam się jakiejkolwiek odpowiedzialności za wypisywane bzdury, cóż szkodzi dorobić do tego utworu nieco ideologii? A może jednak ona tam jest, tylko nie rzuca się tak w oczy? Lećmy zatem z tym koksem!

Utwór zaczyna się melorecytacją, którą tu mądrze i niezbyt trafnie nazwiemy uwerturą. Nie wiem, czy w każdym publicznym wykonaniu uwertura jest zawarta, jest jednak niezwykle istotna – wprowadza nas w pewne niuansiki późniejszej treści.

I tu drobna dygresja: jeśli należysz do tego zapewne nielicznego grona ludzi, którzy nie mają pojęcia kim jest Ron Jeremy (podobnie jak ja) – nie masz się czego wstydzić. To nie twoja wina. Na szczęście melorecytująca Nora wyjaśnia nam, niedoukom, że Ron jest gwiazdą filmów, w których trudno szukać rozbudowanej i wielowątkowej treści.

Przy okazji mamy tu przesłanki do wysnucia pierwszej tezy na temat tego, o czym jest ten wiersz. Albatraoz, bo pod takim kryptonimem operacyjnym ukrywa się podmiot liryczny, stanowczo nie jest grzeczną, cichą dziewczynką. Pada tu nieuzasadnione „f-word”, czyli w wolnym tłumaczeniu: słowo na „p” (ach, ta dzisiejsza młodzież!). Dalsza część wiersza potwierdza tę tezę – Albatraoz jest młodą, niedoświadczoną (nie bardzo wie jak reagować w trudnych sytuacjach), ale zbuntowaną dziewczyną. Jej sąsiad raczej starszym gościem, któremu się wydaje, że jest wyluzowany, o czym świadczy fakt darcia na sąsiadkę japy, że ten hałas to nie Rock’n’Roll (naprawdę jest aż tak stary jak ten gatunek muzyki?). Jedzie od niego gorzałą i sam nie przebiera w słowach, nie jest więc świętoszkiem. Mamy tu więc konflikt pokoleń.

Temat stary jak zawody prostytutki, duchownego i lichwiarza-bankiera. Wieczne kontestowanie rzeczywistości przez młodzież. Przeinaczanie języka, wyróżnianie się strojem, zapędy rewolucyjne i bezwarunkowe oddanie się ideałom. Możemy psioczyć, lamentować i utyskiwać, ale uczciwie trzeba to przyznać: owszem, trzeba nam mędrców, którzy wynajdą koło, ale gdyby nie zaangażowanie „tej dzisiejszej młodzieży” na śmierć oddanej ideałom, nic byśmy z tym kołem nie zrobili. Nie ruszylibyśmy z miejsca. Nie zeszlibyśmy z drzew. Ośmielę się stwierdzić, że to młodzi sprowadzili nas na ziemię z niebosiężnych gałęzi. Ich ciekawość, wiara, odwaga granicząca z brawurą, czyli tak zwany „tryb nieśmiertelności” (immortal mode).

Albatraoz ustami siostrzyczki Nory opowiada nam więc o tym, jak to ten stary ramol sąsiad, wyglądający jak gwiazda porno, o czym nie ma (f-word) pojęcia, drze się na nią za hałasy dochodzące z jej domu. To nie są zwykłe hałasy, jak na przykład głośna muzyka. Bohaterka wprowadza sąsiada do siebie i pokazuje mu ten straszny, niewyobrażalny widok: lamę w jej salonie.

I tu mamy drugi, niezwykle ważny aspekt tej historii, który nazwiemy sobie konfliktem wolnościowym. Albatraoz realizuje bowiem swoje niezbywalne prawo – prawo do wolności. Realizuje je w dość nietypowy sposób. Jak sama przyznaje nie może się bowiem powstrzymać przed trzymaniem w swoim salonie lamy. Lama, jak wiadomo, zwierzę spore, sporo więc pewnie je, „niesalonowo” pachnie i nie ma chęci trwać w ciszy. W dodatku jak stary żul pluje gdzie popadnie.

Konflikt nasuwa się sam. Sąsiad jaki jest, taki jest (pamiętajmy, że jego obraz otrzymujemy wyłącznie z perspektywy młodej sąsiadki, nie możemy go więc jednoznacznie potępić w czambuł), ale również ma swoje niezbywalne prawo do wolności. Chce mieć ciszę, spokój i ładne zapachy w swoim własnym domu. Zwłaszcza, że właśnie organizuje przyjęcie urodzinowe. Ma przecież do tego prawo! Bez względu na to, czy jest miłośnikiem Rock’n’Rolla, swingu, czy barokowego rzępolenia.

I jeszcze króciutko o reakcji podobnego do porno gwiazdy sąsiada na widok „potwora”. Jest to doskonała alegoria naszej reakcji na nieznane. Strach, jak powiadali starożytni Czechosłowacy, jest najgorszym doradcą. Zaskoczeni strachem tak właśnie reagujemy – zabić, zniszczyć, najpierw obić mordę, potem ewentualnie zadawać pytania. Niestety reagujemy tak nie tylko jako jednostki, co jest zrozumiałą reakcją atawistyczną organizmu, naszym mechanizmem warunkującym przetrwanie. Reagujemy tak również jako całe grupy, organizacje, społeczeństwa. A to nie zawsze ma pozytywne implikacje. Właśnie w ten sposób od tysięcy lat degradujemy nasze środowisko, niszczymy wszystko, czego się tkniemy. Często właśnie nasz strach wobec nieznanego, wobec tego, czego nie rozumiemy, czego nie jesteśmy w stanie ogarnąć – ten strach powoduje, że jesteśmy najbardziej destrukcyjnym wirusem na naszej planecie.

Omawiany utwór jest więc nie tylko zabawną, absurdalną historyjką typu: posłuchaj, zatańcz, zapomnij. Intencjonalnie, czy nie – Aron Chupa i Little Sis Nora poruszyli tu dwa stare jak świat tematy: konflikt pokoleń i prawo człowieka do wolności. Czy rozstrzygnęli te kwestie? Oczywiście, że nie. Przedstawili po prostu obrazek widziany oczami młodej dziewczyny. Pokazali jak bardzo konfliktogenne może być realizowanie swojego prawa do wolności bez przyznania tego prawa innym. Przy okazji pokazali jak bardzo różnie postrzegamy rzeczywistość, jak bardzo nasze prawdy różnią się od siebie, ale o tym pisałem już innym razem.

Poniżej teledysk z omawianym tekstem, a dla tych nieszczęśników, którzy skupiwszy się na aparycji Nory nijak nie byli w stanie go przeczytać lub usłyszeć zamieszczam transkrypcję.

You guys know Ron Jeremy, huh?
You know – the porn star
My neighbor – he looks just like him
And you know what the funny thing is?
He doesn’t have a fucking clue
Now, let me tell you about this one time
At his birthday party
When shit went down

My neighbor’s knocking and I open carefully
He looks a bit like Ronnny Jeremy
He’s screaming at me „damn you little Albatraoz!”
While he smells like chips and calvadaoz
He said “what the hell is going on
What is the goddamn growl?
That ain’t no sound of rock 'n’ roll”
I said “I’m so sorry but I got this thing I have to show
That might be good for you to know”
So I brought him inside
Don’t know why
But then suddenly he just passed out
I thought well alright
Can’t deny
That I got a llama in my living room
A llama in my living room
A llama in my, llama in my, llama in my, llama in my
Llama in my, llama in my, llama in my
I got a llama in my living room
I got a
A llama in my living room
I got a
I got a llama in my living room

I saw my little neighbor shaking on the floor
I’ve never seen a man like that before
He didn’t even make it through my kitchen door
He must have thought it was a dinosaur
Then he opened up his eyes screaming „I’mma kill that thing!”
Then his big arm started to swing
I tried to calm him down, told him take it easy now
It’s just my llama named Chow-Chow
Then he raced up, he said „what?”
I said I’m sorry but I just can’t stop
Now you know what
What I got
That I got a llama in my living room
A llama in my living room
A llama in my, llama in my, llama in my, llama in my
I got a llama in my living room
I got a
A llama in my living room
I got a
I got a llama in my living room
A llama in my living room
A llama in my living room