Ta recenzja jest dość nietypowa. Piszę ją bowiem z perspektywy około dekady od momentu, kiedy przeczytałem „Pachnidło”. Nie przygotowywałem się do niej, a jednak nie mam obaw o to, że w trakcie pisania moja pamięć zaszwankuje. Nie czytałem nic o czasach, w których została osadzona akcja. Nie próbuję sobie przypomnieć treści. Nie przez pamięć recenzuję tę książkę, ale przez wciąż żywe we mnie emocje.
Gdybym miał opisać „Pachnidło” jednym słowem, powiedziałbym: „sensualność”. Süskind opisuje zapachy w sposób wyjątkowo obrazowy. Opisuje brudny, obleśny, obrzydliwy dla nas świat przez pryzmat zapachów właśnie. I znajduje w nim piękno. Wyjątkowość tej opowieści polega na tym, że chociaż nie pragniemy znaleźć się w namalowanym słowem świecie – nawet nas on odrzuca, boimy się go – to z pewnością pragniemy poczuć niektóre z opisanych zapachów. Budzi się w nas pragnienie, by bardziej skupić się na percepcji świata przez pryzmat węchu.
Tu mała dygresja. Sztuka ta, moim zdaniem, kompletnie nie udała się twórcom filmowej adaptacji omawianej książki. Nie będę jednak znęcać się nad tym tworem kinematografii. Być może jest to po prostu potwierdzenie tezy, że zawsze bardziej nam się podoba to, co przeczytaliśmy/obejrzeliśmy jako pierwsze? Taka choćby książka „Forest Gump” nie podobała mi się wcale, a film mógłbym oglądać w nieskończoność.
Nasz zmysł węchu, siłą rzeczy, jest zaniedbywany przez artystów. Owszem, potrafimy utrwalać, odtwarzać pewne zapachy. Jest to jednak praca raczej rzemieślnicza, naukowa. Wykorzystujemy tę umiejętność bardziej marketingowo, niż artystycznie. O sprzedawaniu zapachów i wywoływaniu w nas chęci zakupu produktów poprzez zapachy można by napisać wiele książek (i pewnie to zrobiono). Cały czas w tej dziedzinie ocieramy się zaledwie o wielką sztukę jako przejaw ludzkiej kreatywności.
Czy Chanel N°5 jest wybitnym dziełem sztuki, czy świetnie sprzedanym produktem?
Kłopot w tym, że nie potrafimy zapachów utrwalać, cyfryzować, przesyłać na odległość i odtwarzać w innym miejscu (do pewnego stopnia jest to możliwe, ale ciężko to realnie wykorzystać). Ciężko jest precyzyjnie operować zapachem, który w przestrzeni (np. kinowej) rozchodzi się znacznie wolniej, niż obraz czy dźwięk. Kolokwialnie mówiąc media nam się nie zgrywają. Jesteśmy bardzo wyczuleni na zapachy. Wywołują one w nas silne reakcje, często atawistyczne. W ilu filmach aktorzy z obrzydzeniem reagują na odór rozkładających się zwłok? Gdyby widzowie w kinie zostali uraczeni tym zapachem, niewielu z nich by wyszło w dobrym stanie fizycznym i psychicznym z sali.
Patrick Süskind zaryzykował. Ubrał zapachy w słowa. Pokazał jak mocno jesteśmy związani ze światem odbieranym za pomocą powonienia. Jak potężny i ważny jest to dla nas zmysł. Nie bał się przy tym wpleść do swojej historii wątku erotycznego. Nie bał się ubrać obsesji swojego bohatera w erotyczne konotacje. I chociaż ów bohater nie zna słów piosenki, bliski mu jest refren: „zmysł powonienia – mój jedyny kontakt z Niebem” (Renata Przemyk, Maciej Werk). Ale Niebo Grenouille’a należy dopiero stworzyć. Stworzyć żyjąc wśród wszechogarniającego smrodu zgnilizny, padliny, śmierci.
Każda usłyszana, obejrzana lub przeczytana opowieść pozostawia w odbiorcy jakiś ślad. “Pachnidło” pozostawia wyjątkowo mocny. Dogłębność, sensualność tej historii wywołuje sprzeczne uczucia. Niektórych z nas razi dosłowność, z jaką Süskind potraktował życie w tamtych latach. Bardziej wrażliwi są wręcz obrzydzeni. I choć sama książka jest raczej mroczna, mnie zachwyca to, jak mocno została opowiedziana. Z jaką siłą wybrzmiewa to pytanie: „Czy chęć stworzenia dzieła absolutnego usprawiedliwia każdą podłość”? Do jakich niegodziwości może się posunąć osoba odrzucona, niezrozumiana i tak potężnie owładnięta chorobliwą wręcz pasją?
Tych pytań jest znacznie więcej. Dalszą część recenzji napisz samodzielnie. Najlepiej w komentarzach. Chętnie przeczytam. Jedno Ci mogę obiecać: książka Patricka Süskinda “Pachnidło” nie będzie dla Ciebie obojętna.
Moja ocena: zapada w pamięć, a o to przecież każdemu twórcy chodzi.