Chodzi lisek koło drogi
Nie ma ręki ani nogi
Granat trzasnął – lisek wrzasnął
Łeba nie ma już
(parafraza hybrydy dwóch epokowych, wiekopomnych dzieł literackich)
Zanim jednak doszło do owej dotkliwej dla liska i nieapetycznej dla widzów dekapitacji, nasz lisek był zwykłym, dzikim lisem, jakich wiele po polach i lasach Rzeczypospolitej (oj! piękna nasza Polska cała!). Na prośbę Czytelników (domniemaną) korzystam zatem z prawa autora do retrospekcji, dzięki czemu dowiesz się, Człowiecze, co poprzedziło opisane w powyższym wierszu wydarzenia.
Wyobraź sobie zatem, że w swej ekstrawagancji rodzice naszego bohatera nadali mu imię. Takie prawdziwe, zasłyszane kiedyś u przechadzających się po lesie ludzi. Już-wkrótce-mama liska wpadła w zachwyt słysząc jak wiele pięknych, staropolskich imion może mieć jeden człowiek:
– Ty ciulu, debilu, niedouczony matole, gnido dworska, diabelskie nasienie, patafianie niemyty z domu wariatów, gdzie jeździsz tym motocyklem?!
Lisy nie są zbyt rozgarnięte, mama zapamiętała tylko jedno i odtąd nasz mały lisek-juniorek z dumą nosił wspaniałe imię: Ciulek. Pół lasu mu zazdrościło! Drugiej połowy nigdy nie zdążył zapytać, bo był głodomorkiem, a małe i większe zwierzątka były bardzo mało rozmowne pokonując w kawałkach drogę do jego żołądka.
Ciulek dorastał sobie w szczęściu i pewnie dokonałby żywota jak większość lisów (którzy nie natknęli się na „boską” ingerencję człowieka cywilizowanego), jako stary lis-zgred (w tym akurat lisy się od homines sapientes nie różnią), gdyby nie przygoda, która mu się przytrafiła.
Któregoś razu Ciulek spotkał sroka (rodzaj męski sroki, czyli spotkał srokę z tym… no… tym, co ptaki-oni mają w odróżnieniu od ptaków-on… onych? kurrr! po prostu kur – czyli to był kogut sroki… uff!). Srok wgapiał się w coś jak sroka w gnat. Ciulek chciał jakoś po przyjacielsku zagadać:
– Cześć, srok! Dlaczego jesteś taki żółty?
– A jaki mam być?
– No… sroki są czarne i białe, a ty jesteś żółty.
– A co cię to obchodzi? Czy ja cię pytam dlaczego jesteś rudy? Jesteś, to jesteś i już.
Srok najwyraźniej nie był ksenofobem. Ale liskowi nie o kolor chodziło. Jego intrygowało coś innego. Akcja się zagęszcza.
– Sroku, a na co ty się tak gapisz, jak sroka w gnat?
– Na… gnaty.
Ciulek się przyjrzał. Na trawie leżał rozczłonkowany mały człowieczek. Osobno ręce, osobno nogi, tułów i głowa. Głowa była zachwycająca! Ciulek trącił ją łapką, głowa z pozycji „na szyi” przeturlała się w pozycję „na potylicy”. Wtedy piękne, cudownie niebieskie oczy z długaśnymi rzęsami zamknęły się delikatnie. Co ciekawe członki wcale nie pachniały jak człowiek, czy mięso. Intrygujące!
– Sroku! On żyje. Rusza oczami. Można żyć samą głową?
– Nie wiem i nie interesuje mnie to. Zabieram wszystkie gnaty do siebie.
– A nie mógłbyś mi czegoś dać? Choćby rękę, albo nogę.
– Nie! Ja go znalazłem, to mój człowiek.
– A do czego ci on?
– Do wszystkiego. To jest człowiek od wszystkiego.
Wbrew obiegowej opinii lisy nie są chytre. Są wredne i fałszywe bo myślą, że rudy tak ma. Ciulek nie zastanawiał się długo. Chwycił w pyszczek głowę za piękne (rude) loczki i w długą.
Biegł ile sił w łapach. Po jakimś czasie stwierdził, że zgubił rozwrzeszczany pościg, więc spokojnie sobie szedł wzdłuż drogi. Co z tego, że nie miał ręki, ani nogi, miał przecież…
Wtem jak coś nie pierdyknie koło liska! Ten rozdziawił pysk i ze strachu dalejże uciekać.
…Łeba nie ma już.
Pytania bez odpowiedzi:
- Co tak pierdyknęło?
- Dlaczego Ciulek nie wyrósł na starego zgreda?
- Dlaczego srok był żółty?
okim, 30.09.2020