Występują:
PAN – w swoim hulaszczym i pozornie beztroskim życiu przeżywa załamanie.
WÓJT – być może, gdyby nie codzienna orka, pojawiłyby się u niego kompleksy związane z wykształceniem.
PLEBAN – wciąż frymarczy odpustami.
Akt 2
PAN: Ach, wypracowałem w życiu wszystko – mam domy, samochody, fabryki, pola, wakacje z FWP i… kota…
WÓJT: O tak, Panie, TY wypracowałeś.
PAN jakby nie słysząc: …a jednak czuję, że moje życie nie jest kompletne. Czegoś mi brakuje.
WÓJT: O tak! Jednego dnia porządnej roboty.
Wójt ma chyba problemy z zasięgiem, bo znowu został zignorowany.
PLEBAN: A czegóż to ci synu brakuje?
WÓJT tym razem zasięg-żyleta, chyba kogoś podkurzył: Do Pana mówi się „Panie”, Plebanie.
PLEBAN: Mówiłem ci w akcie 1, że mi przez gardło nie przechodzi. Na moim stanowisku muszę mieć tylko jednego Pana.
PAN: To skąd Czytelnik ma wiedzieć do kogo się zwracasz, jak ty Plebanie do wszystkich per „synu”?
PLEBAN: Dobra, niech będzie „Paniczu”, ok? Taki kompromis – wszyscy jednakowo niezadowoleni.
PAN: Dobrze, a wracając do meritum?
WÓJT: Oho! Zaczynają bełkotać.
PLEBAN: Wracając do meritum, to chyba się zakochałeś.
PAN: Oczywiście! Dzisiaj już 8 razy: w nowej pokojówce, w policjantce, która tak seksownie wypisywała mi mandacik, w nauczycielce jeździectwa mojej piątej nieślubnej córki, w sprzedawczyni w warzywniaku, urzędniczce, prostytutce, pogodynce z telewizji i dziennikarce, która relacjonowała zawody w jeździe figurowej na gokarcie po stole ping-pongowym. Życia mi nie starczy, żeby te związki skonsumować.
PLEBAN pod nosem: Coś byś odstąpił… Głośno dodaje: Odpustu byś dostąpił!
WÓJT: Plebanie! Tutaj o interesach nie rozmawiamy, Autor nie dozwala.
PLEBAN: Ok, z woli Autora pogadamy o tym później, po programie. Paniczu, czyżbyś zadał sobie trud rozstrzygnięcia ontologicznej zagadki naszej egzystencji?
Tutaj należy wspomnieć, że wykształcenie zarówno Pana, jak i Plebana, było dość powierzchowne. Pan dyplomy sobie kupił, żeby imponować niewiastom i wywyższać się nad poddanymi. Pleban poszedł był do seminarium z pobudek biznesowych, ale o tym z woli Autora, tzn. mojej, nie będziemy się rozpisywać.
PAN: Plebanie, czy ontologia rozstrzygnęła już odwieczne pytanie: mieć, czy być?
WÓJT: Do roboty byście się wzięli…
Znowu problemy z zasięgiem.
PLEBAN: Mieć Paniczu, mieć.
Pleban nie czytał słynnej pracy Ericha Fromma. Autor zresztą też.
PAN: Czymże jednak jest egzystencja w obliczu samego tylko „mieć”?
PLEBAN i WÓJT: Nie wiem!
PAN: Czyż nie byłoby cudownie pozbyć się bagażu dóbr doczesnych i wieść życie uduchowione i wolne od trosk codzienności?
PLEBAN: Z tymi dobrami, to ja mogę pomóc.
PAN: Jakich sposobów istnienia się imać, by w godzinie ciemności ze spokojem oddać ostatnie tchnienie.
PLEBAN nie poddając się: Sowita darowizna na Kościół gwarantuje ci z pewnością dobre miejsce w Niebie, Paniczu.
PAN: Gdzie się schować przed mrokami tak bezlitośnie powszedniej monotonii?
WÓJT: Mrokami? Ki diabeł?
PAN: Nie przyzywaj imienia szatana, gdy dociekam jak przed nim uciec!
WÓJT: Sorki, wymsknęło się.
PAN: O jakżesz ja cierpię patrząc na tego gentlemana w lustrze. Niby taki przystojny człowiek sukcesu, a w oczach pustka. Dobrze, że zatrudniam golibrodę, bo sam, to bym się pochlastał.
WÓJT: A chlastaj się Pan, bylebyś przestał bredzić!
PAN: A jeżeli jednak przyjmiemy, że ważniejsze jest „być”, niż „mieć”, to czy być bezpretensjonalnym, pierwotnym sobą, cechującym się niewyszukanymi atawizmami, czy osiągnąć socjologiczny, narzucony ideał?
Pan w swym egotyzmie i samouwielbieniu nie wiedział, że ideału osiągnąć się nie da.
W polu widzenia pojawiła się istota humanoidalna płci zdecydowanie pięknej, o urodzie tak przecudnej, że z powodzeniem wytrzymałaby porównanie do najwspanialszych obrazów niedoścignionego pędzla Matki Natury.
Wójt jej nie zauważył, bezskutecznie usiłując swoim rozumkiem nadążyć za naszpikowanym wyszukanymi słowami wywodem Pana. Pleban, z racji pełnionego urzędu, poczuł się w obowiązku skromnie spuścić oczy po to tylko, by sobie tylko znanymi sposobami nadal je paść spode łba widokiem uroczej niewiasty. Pan zaś, ujrzawszy nowy potencjalny obiekt westchnień…
PAN: No, miło się gawędzi, ale muszę lecieć.
Nie czekając na reakcję rozmówców udaje się w kierunku łatwym do odgadnięcia.
PLEBAN: No i poszedł zgłębiać teorię bytu, ignorując aksjomaty epistemologii.
WÓJT ze wzgardą: Filozofy-nieroby.
Informacja dotycząca polityki bezpieczeństwa: Autor nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedziane przez bohaterów bzdury.